Relacja z VI dnia pielgrzymki
„Dziś we wsi mamy święto - idzie pielgrzymka.”
Pobudka godzina 5:00. Za oknem 8 stopni Celciusza. Msza godzina 6:00. Wyjście z kościoła o 7:15. Pierwszy postój po 7 kilometrach w Gromkach. Zostaliśmy przywitani skromnym poczęstunkiem przez tutejszych mieszkańców. Już po raz kolejny mieliśmy okazję doświadczyć ogromnej biedy, która tam panuje – to ważne doświadczenie, które pozwala nam inaczej spojrzeć na nasze życie. Następny postój był we wsi Chadziłonie. Po dojściu na miejsce, spotkała nas pierwszy raz taka sytuacja: asfalt prowadzący do kościoła był wyłożony kwiatami, do tego ponad 100 mieszkańców witało nas bardzo ciepło. Pielgrzymi odpoczywali pod drzewami na terenie kościoła. Ponadto mieliśmy do czynienia z innym budynkiem niż zwykły kościół. Kościół w tym miejscu, to jest stary dom mieszkalny o wymiarach 6x4m. Niestety po godzinie odpoczynku, było trzeba opuścić to miejsce i udać się na kolejny postój oddalony o 7 kilometrów. Po godzinie 13 dotarliśmy do Zabłocia. Mieszkańcy wyczekiwali nas przed kościołem. Jak dowiedziałem się potem od jednego z tamtejszych gospodarzy: „Dziś we wsi mamy święto - idzie pielgrzymka.” Cała wieś została zmobilizowana, by przygotować pielgrzymom szwedzki stół złożony z 5 dań gorących i ogromnej ilości surówek. Pogoda nas nie rozpieszczała – było 13 stopni, bez słońca, więc po godzinie odpoczynku niechętnie zbieraliśmy się wyjścia. W Przewożu byliśmy przywitani przez hektolitry lejącej się wody z nieba oraz przez tłum mieszkańców. Dookoła miejscowej kapliczki były ustawione ciastka i słodycze. Jeden z miejscowych mieszkańców grał na akordeonie, przygrywając skoczne melodie. Pomimo niesprzyjającej pogody, znalazło się kilka osób które tańczyły w rytm muzyki. Tym czynem pielgrzymi zebrali sobie jeszcze większą przychylność tutejszych mieszkańców, którzy żegnali nas ze łzami w oczach. Po kolejnych dwóch godzinach marszu w strugach deszczu, dochodzimy do Kłajszy. Zła pogoda nie wystraszyła najstarszych mieszkańców miejscowości, którzy przyszli by nas przywitać chlebem i solą. Po godzinie 18 opuściliśmy ostatnie miejsce postoju i udaliśmy się do Radunia. Do przejścia pozostało 7 kilometrów. Zważając na fakt, że za nami dziś pokonane niemal 40 kilometrów, dla niektórych było to na pewno najdłuższe 7 kilometrów w życiu. Po dojściu do kościoła zostaliśmy przywitani przez miejscowego księdza, który był pełen podziwu dla samozaparcia i chęci podjęcia trudu przez pielgrzymów.
Już jutro opuszczamy Białoruś. Białoruś, która na pewno pokazała swoje prawdziwe oblicze, zdemaskowując tym samym wiele mitów i niedomówień na swój temat.
Prośmy Maryję Ostrobramską o wytrwałość, opanowanie i zdrowie na dzień jutrzejszy. Z Bogiem!
zdjęcia